niedziela, 17 lipca 2022

26. Skarby kapitana Nemo


Pokonując codziennie wiele kilometrów Drogami Jakubowymi jest czas na wspomnienia z minionych lat, a widok oceanu i jego wybrzeża może przywieść na pamięć przeczytane w młodości lektury opowiadające historie i legendy związane z przygodami ludzi, których życie toczyło się tym bezkresie wód.

Wędrując Camino Portuges da Costa stokami Pico de San Vincente z Vigo do Redondela wzdłuż wcinającej się głęboko w ląd wielkiej zatoki, po lewej stronie widać jej ujście – Ria de Vigo osłonięte od otwartego oceany wyspami Cies, w środkowej części cieśninę Rande i most autostrady z Santiago de Compostela do Porto, a po prawej stronie zatokę – Enseada San Simon i niewielkie wyspy – Islas San Simón. Cieśnina Rande i wiadukt autostrady są dobrze widoczne miejsca, natomiast pozostałe części zatoki znacznie mniej, bo widok ograniczają tereny leśne. 


Jeśli ktoś odważy się dołożyć pół godziny do swojej wędrówki, to pokonując wysokość około 70 metrów w podejściu dotrze na punkt widokowy – mirador Coto da Fenteira, z którego rozpościera się najpiękniejszy widok na Ria de Vigo.



Dla czytelników przygodowych opowieści nazwy Cies, Zatoka Vigo, cieśnina Randa, wyspy San Simon, powinny wywołać z pamięci jedną z najbardziej poczytnych książek tego gatunku i jego autora, którego upamiętnia pomniki w Vigo, a bohatera jego powieści pomnik stojący w wodzie obok wyspy San Simón. Tytuł poniższej opowieści powinien już wszystko wyjaśnić.

W zatoce Ria de Vigo rozgrywają się epizody opisane przez Juliusza Verne w książce pod tytułem „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi”, stanowiącej środkową część trylogii morskiej, na którą składają się też „Dzieci kapitana Granta” i „Tajemnicza Wyspa”.



18 lutego 1868 roku „Nautilus” dotarł do ujścia zatoki Vigo, zanurzył się i popłynął w kierunku zatoki San Simón, na pokładzie kapitan Nemo przyjął w swojej kabinie mimowolnego swojego gościa profesora Aronnaxa, do którego w trakcie rozmowy wypowiedział znaczące zdanie: „W tej chwili jesteśmy w samej Zatoce Vigo i jeśli Pan chcesz, możesz Pan poznać jej tajemnice.”

ROZDZIAŁ XXXII
ZATOKA VIGO

… Nagle dało się uczuć lekkie uderzenie. Poznałem, że Nautilus osiadł na dnie oceanu.
 W tej chwili drzwi wielkiego salonu otworzyły się i wszedł kapitan Nemo. Zobaczył mnie zaraz i bez żadnych wstępów rzekł uprzejmym tonem:
 — A! panie profesorze, właśnie cię szukałem. Znasz pan dobrze dzieje Hiszpanii?
 Możnaby było znać ją na pamięć, a jednak, w moim położeniu, można tylko stracić głowę i nie być w stanie zacytować ani słowa.
 — Cóż — odezwał się znów kapitan Nemo — czy słyszałeś pan moje zapytanie? Znasz historię Hiszpanji?
 — Zapomniałem już trochę — odpowiedziałem.
 — Otóż to uczeni, co zapominają, czego się uczyli — rzekł kapitan. — Więc siadaj pan — dodał — a ja opowiem ci bardzo ciekawy ustęp z tych dziejów.
 Kapitan wyciągnął się na kanapie, a ja machinalnie usiadłem przy nim w półcieniu.
 — Panie profesorze — rzekł — chciej mnie posłuchać z uwagą. Historia ta z pewnego względu zajmie pana, gdyż będzie odpowiedzią na kwestie, których zapewne nie mogłeś pan rozwiązać.
 — Słucham z największą uwagą, kapitanie — odpowiedziałem, nie wiedząc ku czemu właściwie zmierzał, zapytując się w duchu, czy zajście to nie jest w związku z naszymi projektami ucieczki.
 — Panie profesorze — odezwał się znów kapitan Nemo — jeśli pozwolisz, cofniemy się do roku 1702. Wiadomo panu, że w owym czasie wasz król Ludwik XIV-ty, sądząc, że może jednym skinieniem ręki usunąć Pireneje, narzucił Hiszpanom swego wnuka, księcia andegaweńskiego, na króla. Książę ten, który mniej więcej licho panował pod imieniem Filipa V-go, musiał walczyć z silnymi nieprzyjaciółmi zewnętrznymi.
 W istocie poprzedniego roku domy panujące w Holandii, Austrii i Anglii zawarły w Hadze traktat przymierza, w celu wydarcia korony hiszpańskiej Filipowi V-mu i włożenia jej na głowę jednego z arcyksiążąt, któremu przedwcześnie dano imię Karola III.
 Hiszpania musiała stawiać opór tej koalicji. Była jednak prawie zupełnie pozbawiona żołnierzy i marynarzy. Za to nie brakło jej pieniędzy, pod warunkiem wszakże, iż jej galony, naładowane złotem i srebrem amerykańskim, dopłyną do jej portów. Owóż pod koniec roku 1702 oczekiwała sutego dowozu, który Francja eskortowała flotą złożoną z dwudziestu trzech okrętów, pod dowództwem admirała Chateau-Renaud, gdyż marynarki sprzymierzone przebiegały wówczas wody Atlantyku.
 Transport ten miał zawinąć do Kadyksu; admirał jednak, dowiedziawszy się, że flota angielska krąży na tamtych wodach, postanowił zawinąć do jednego z portów francuskich.
 Dowódcy konwoju hiszpańskiego zaprotestowali przeciw temu postanowieniu i zażądali, żeby ich zaprowadzono do portu hiszpańskiego, jeżeli nie do Kadyksu, to do zatoki Vigo, leżącej na północnozachodnim brzegu Hiszpanii i nieblokowanej.
 Admirał Chateau-Renaud miał tyle słabości, że usłuchał tego nieroztropnego żądania, i galony wpłynęły do zatoki Vigo.
 Na nieszczęście zatoka ta nie posiada portów obronnych. Wypadało przeto śpiesznie znieść na ląd ładunki galonów przed przybyciem flot sprzymierzonych i byłby na to czas dostateczny, gdyby nagle nie podniesiono nędznej kwestii współzawodnictwa.
 — Czy tylko z uwagą pan słuchasz? — spytał mnie kapitan Nemo.
 — Najuważniej — odpowiedziałem, nie wiedząc jeszcze, z jakiego powodu dawano mi tę lekcję dziejów Hiszpanii.
 — Opowiadam więc dalej. Rzecz tak się miała: kupcy Kadyksu posiadali przywilej, na którego mocy do nich należało przyjmowanie wszystkich towarów, przybywających z Indyj Zachodnich. W sprzeczności z tym przywilejem było wynoszenie w zatoce Vigo na ląd pieniędzy, przywiezionych na galeonach. Zanieśli więc skargę do Madrytu i wyjednali u słabego Filipa V-go, że konwój, nie wynosząc na ląd swego ładunku, pozostawać będzie pod sekwestrem w zatoce Vigo, dopóki floty angielskie się nie oddalą.
 Owóż właśnie, gdy zapadło to postanowienie, dnia 22-go października 1702 r. okręty angielskie wpłynęły do zatoki Vigo. Admirał Chateau-Renaud, mimo sił słabszych, mężnie walczył z przeważającym nieprzyjacielem: spostrzegłszy jednak, że skarby konwoju nieuchronnie wpadną w moc nieprzyjaciela, kazał podpalić i zatopić galeony, które też z niezmiernymi skarbami swoimi zatonęły w morzu.


Kapitan Nemo umilkł. Przyznaję, iż nie wiedziałem jeszcze z jakiego powodu miałaby mnie zajmować ta historia.
 — Cóż dalej? — spytałem.
 — To dalej, panie Aronnax — odpowiedział kapitan Nemo — że jesteśmy teraz w zatoce Vigo i jeśli Pan chcesz, może Pan poznać jej tajemnice.”
Kapitan Nemo powstał, zapraszając, abym poszedł za nim. Posłuchałem. W salonie było ciemno, ale przez szyby przezroczyste połyskiwały fale morskie. Spojrzałem.
Dokoła Nautilusa, w półmilowym promieniu, wody zdawały się być zalane światłem elektrycznym. Widziałem najwyraźniej dno piaszczyste. Marynarze załogi statku w ubraniach nurkowych, czyli tak zwanych skafandrach, wypróżniali beczki napół przegniłe i rozbite skrzynie wśród czerniejących się jeszcze szczątków floty hiszpańskiej. Z tych skrzyń i beczułek sypały się sztaby złota i srebra i niezliczona liczba piastrów i klejnotów. Mnóstwo drogiego kruszcu leżało na dnie. Marynarze zbierali te łupy szacowne, przenosili do Nautilusa i znów powracali na te niewyczerpane łowy złota i srebra.


Teraz zrozumiałem. Tu była widownia bitwy 22-go października 1702 r. W tym właśnie miejscu zatonęły galeony wyładowane na rachunek rządu hiszpańskiego. Tu kapitan Nemo, w miarę swoich potrzeb, zabierał miliony na pokład Nautilusa. Dla niego więc i tylko dla niego Ameryka dostarczyła tych kruszców szacownych. Był on bezpośrednim i wyłącznym dziedzicem owych skarbów, wydartych Inkom i ludom zwyciężonym przez Ferdynanda Korteza.
 — Cóż, panie profesorze — zapytał kapitan Nemo z uśmiechem — czy wiedziałeś, że morze tyle bogactw zawiera?
 — Wiedziałem, że obliczają do dwu milionów ton pieniędzy pogrążonych w jego wodach.
 — Tak, lecz żeby wydobyć te pieniądze, trzeba by ponosić wydatki większe od spodziewanych korzyści. Tu, przeciwnie, dość mi jest tylko podnieść to, co ludzie zgubili, i nie tylko w zatoce Vigo, ale i w tysiącach miejsc, które były widownią rozbicia okrętów i na mojej mapie podmorskiej są starannie zanotowane. Teraz zapewne pan pojmuje, dlaczego jestem niezmiernie bogaty?
 — Pojmuję. Pozwól mi jednak powiedzieć sobie, panie kapitanie, że, uprzątając skarby w zatoce Vigo, uprzedziłeś pan tylko prace stowarzyszenia, które się w tym samym celu zawiązało.
 — Jakiegoż to?
 — Stowarzyszenia, które otrzymało od rządu hiszpańskiego przywilej na poszukiwanie galeonów zatopionych. Akcjonariuszów zwabiła ponęta ogromnych korzyści, gdyż owe skarby na dnie morza oceniane są na pięćset milionów.
 — Pięćset milionów! — powtórzył kapitan Nemo — może tyle było, ale już niema.
 — Bardzo wierzę, kapitanie. Byłoby też uczynkiem miłosiernym ostrzec tych akcjonariuszów. Kto wie zresztą, czy przestroga byłaby dobrze przyjęta. Zwykle gracze bardziej żałują nie tyle pieniędzy straconych, ile nadziei szalonych, które się nie ziściły. A zresztą, mniej mi żal tych spekulantów, niż owych tysiąca nieszczęśliwych, którym bardzoby się przydały te bogactwa stosownie rozdzielone, gdy tymczasem teraz pozostaną nieużyteczne.
 Zaledwie domówiłem tych słów, gdym uczuł, że musiały sprawić przykrość kapitanowi Nemo.
 — Nieużyteczne! — powtórzył żywo. — Więc sądzisz, mój panie, że bogactwa są stracone dlatego, że ja je zabieram? Więc sądzisz, że dla siebie samego trudzę się gromadzeniem tych skarbów? Kto panu powiedział, że nie robię z nich dobrego użytku? Chyba ci się zdaje, że nie wiem, iż są na świecie istoty cierpiące, plemiona uciśnione, że są biedacy, którym trzeba nieść ulgę, ofiary, które pomścić należy? Czy pan mnie nie rozumiesz?...

Kapitan Nemo nagle umilkł, może żałując, że za wiele powiedział. Ja zaś odgadłem go teraz. Jakiekolwiek pobudki skłoniły go do szukania niepodległości pod morzami, przede wszystkim pozostał człowiekiem! Jego serce biło jeszcze dla cierpień ludzkości, jego  miłosierdzie niewyczerpane było na usługi zarówno plemion ujarzmionych, jak jednostek!

I zrozumiałem wówczas, dla kogo były przeznaczone owe miliony, wyprawiane przez kapitana Nemo, gdy Nautilus płynął po wodach Krety, na której wrzało powstanie!

Juliusz Verne w Vigo

Juliusz Verne odwiedził Vigo dwa razy, w 1878 i 1884 roku, już po napisaniu książki.

W 100-lecie śmierci pisarza, przy Avenida de Montero Ríos, przed Real Club Náutico w Vigo, w 2005 roku postawiono pomnik autorstwa José Molaresa poświęcony temu francuskiemu pisarzowi. Posąg przedstawia pisarza siedzącego na mackach olbrzymiej kałamarnicy, a mieszkańcy Vigo nazywają go „człowiekiem ośmiornicy”. W miejscu tym każdego roku w dniu 18 lutego odbywa się publiczne czytanie XXXII rozdziału pod tytułem „Zatoka Vigo” z książki „20 000 mil podmorskiej żeglugi”.



Drugi pomnik, przedstawiający Juliusza Verne (a może kapitana Nemo) i nurków Nautilusa zbierających z dna zatoki skarby z galeonów zatopionych w bitwie pod Rande 23 października 1702 roku, znajduje się na wodach zatoki miedzy Islas San Simon a Praja de Cesantes.



Jest też na wyspie San Simon mosiężna płyta upamiętniająca Nautiliusa.


Kapitan Nemo

Kim był tajemniczy kapitan Nemo? Pierwowzorem dla postaci kapitana Nemo, który został ujawniona w powieści „Tajemnicza Wyspa”, był to książę, syn indyjskiego râja i siostrzeniec Tipû Sâhiba. Pasjonat nauki i kultury Zachodu , który zachowując przy tym swoją indyjską tożsamość, żywił zaciekłą nienawiść do Wielkiej  Brytanii od czasu zniewolenia swego ludu i zamordowania żony i dzieci. Po buncie Sipajów postanowił zrealizować plany Nautilusa, pierwotnie planowanego jako statek badawczy i zbudowanego w największej tajemnicy na bezludnej wyspie. Następnie wyruszył by przepłynąć morza z oddaną załogą złożoną z ludzi pochodzących ze wszystkich kontynentów. Nemo kończy swój żywot, wraz z Nautilusem, w podwodnej jaskini Wyspy Lincolna w końcowych scenach „Tajemniczej Wyspy”.

W pierwszej wersji „Dwadzieścia  tysięcy  mil podmorskiej żeglugi” Nemo miał być polskim szlachcicem, który pragnął pomścić swoją rodzinę zabitą przez Rosjan podczas powstania styczniowego (1863-1864). Redaktor i wydawca powieści Juliusza Verne, Pierre –Jules Hetzel, obawiając się cenzury książki przez negatywne przedstawienie sojusznika Francji, jakim w tym czasie było Imperium Rosyjskie, zażądał od autora zmiany pochodzenia i motywów działania kapitana Nemo i tak pojawił się hinduski maharadża i odwieczny wróg Francji – Anglia.

Bitwa pod Rande

Na północnym stoku wzgórza w centrum Vigo, u podnóża Fortalezza el Catro, znajduje się pomnik upamiętniający bitwę pod Rande.

23 października1702 roku, podczas wojny o sukcesję hiszpańską, stoczona została bitwa morska w cieśnienie – Estreito de Rande, łączącej Ria de Vigo z Enseada San Simón, miedzy wojskami koalicji anglo-holenderskiej, a hiszpańsko-francuskiej.

Hiszpańskie galeony pod dowództwem admirała i generała Manuela de Velasco y Tejada załadowane były największą w historii przesyłką skarbów z Ameryki i chronione przez francuskie okręty pod dowództwem François Louis de Rousselet, hrabiego Châteaurenault. Ładunek miał płynąć do Sewilli, ale obawiając się ataku floty angielsko – holenderskiej, 22 września 1702 roku statki schroniły się w zatoce San Simón, a cieśnina Rande została zamknięta potężnym, żelaznym łańcuchem. 23 października żołnierze angielscy i holenderscy wysiedli na ląd z zadaniem przełamania zapory w cieśninie i opanowania fortów. Forty zostały zdobyte, zlikwidowana zapora, a statki hiszpańskie i francuskie spalone, zatopione lub przejęte. W bitwie Francuzi i Hiszpanie stracili ponad 2 000 żołnierzy, zaś Anglicy i Holendrzy około 800.


Co stało się ze skarbami wiezionymi przez statki hiszpańskie? Nie ma na ten temat jednoznacznych dokumentów, ale przypuszcza się, ze zwycięzcy ze zdobytego galeonu przejęli skarby o wartości ok. miliona ówczesnych funtów, ale znacznie więcej (przypuszczalnie o wartości 3 mln funtów) Hiszpanie rozładowali wcześniej i wywieźli w głąb lądu. Druga wersja podaje, że Hiszpanie nie zdążyli opróżnić statków i galeony ze skarbami w trakcie bitwy zostały zatopione w głębokiej wodzie a Anglikom i Holendrom udało się zabrać jeden zdobyty hiszpański galeon ze skarbami, ale opuszczając Ría de Vigo, ten galeon został uszkodzony na podwodnych skałach wysp Cíes i zatonął wraz ze zgromadzonymi skarbami. Nie znano jeszcze technik głębokiego nurkowania i skarby pozostały na dnie oceanu.

Zatopione skarby

Legenda o zatopionych skarbach ma dalszy ciąg w opowieści, której akcja toczy się 160 lat później, kiedy w Ria de Vigo pojawia się tajemniczy statek podwodny Nautilius i niemniej tajemniczy kapitan Nemo. W książce Juliusza Verne „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej podróży”, 18 lutego 1868 r. Nautilus zanurza się w ujściu Vigo, szukając skarbu. Kapitan Nemo objaśnia Pierre'owi Aronnaxowi bitwę pod Rande i historię galeonów pełnych skarbów. Wyprawa zakończy się sukcesem, nurkowie odnajdują skarb, którego część zostawią ukryciu na Wyspach Cies, a podczas dalszej podróży resztę w Atlantydzie.

W jaki sposób Juliusz Verne dowiedział się o istnieniu zatopionego skarbu w Ria de Vigo? Najprawdopodobniej przeczytał o tym w gazetach opisujących kampanię Hipólito Magena prowadzoną w poszukiwaniu zatopionych galeonów, podczas której po raz pierwszy w podwodnych poszukiwaniach, zamiast dotychczas stosowanych lamp spalinowych, użyto lamp elektrycznych Ruhmkorffa i to wydarzenie oraz związana z tym nowa technika były najprawdopodobniej inspiracją do opisu poszukiwania skarbów przez nurków kapitana Nemo, którzy do penetracji dna zatoki użyli tej nowości technicznej.

W XX wieku wielokrotnie próbowano odszukać zatopione statki ze skarbami, ale wielometrowa warstwa mułu naniesionego przez ponad 200 lat rzekami wpadającymi do Enseada San Simón zakryła ślady po bitwie pod Randa. Dzisiaj można obejrzeć to co pozostało po bitwie pod Randa, oraz mapy i opisy, w Muzeum Meirande znajdującym się w obiektach dawnej fabryki w Redondela.

Może wyruszając następnego dnia z Redondela do Pontevedra warto dołożyć trochę drogi i przejść przez Praja de Cesantes, by patrząc na wychylających się z wody nurków cofnąć się marzeniami i wspomnieniami do lat młodości.






niedziela, 10 lipca 2022

25. Cud w Bouzas


Na Portugalskim Szlaku Nabrzeżnym, zwanym na terenie Galicji Camino da Costa, na odcinku miedzy Ramalosa a Vigo są dwie trasy. Jedna prowadzi zboczami góry Quteiro Grande, a druga wzdłuż wybrzeża i na terenie dawnej wioski Bouzas, a obecnie parafii Coruxo, dochodzi do niewielkiego skalistego cypla rozdzielającego plaże Coruxo (Sirenita) i Fontaiña, na którym znajduje się umieszczony na wysokiej kolumnie kamienny krzyż.


Podobny jest do wielu innych jakie znajdują się w Galicji. Krzyż ma po obu stronach Chrystusa Ukrzyżowanego i Matkę Bożą z Dzieciątkiem. Uwagę jednak zwraca rzadko gdzie indziej spotykany element rzeźbiarski, jakim jest nietypowa dla obiektu kultu religijnego, umieszczona kamiennej kapliczce wieńcząca kolumnę, płaskorzeźba przedstawiająca jeźdźca na koniu w kamiennej kapliczce wieńcząca kolumnę, po prawej stronie figury świętego Jakuba Apostoła.  


Krzyż i płaskorzeźba jeźdźca na koniu - Cabaliero das Conchas upamiętniają miejsce pierwszego cudu, jaki wydarzył się podczas Translatio, czyli przeniesienia ciała św. Jakuba z Ziemi Świętej do Galicji. Dał on początek najważniejszemu atrybutowi święty Jakuba, który stał się symbolem pielgrzymów zmierzających do jego grobu  – muszli świętego Jakuba. Z wielu legend, jakie istnieją na ten temat, do mojej opowieści wybrałem najstarszą jaka zachowała się, napisaną w 1441 roku w klasztorze Alcobaça.

Cud w Bouzas

Kiedy statek niosący z Palestyny zwłoki Apostoła Jakuba, syna Zebedeusza, wiernego ucznia i naśladowcy Jezusa, mijał Wyspy Cies położone u ujścia zatoki Ria Vigo kierując się przed naciągającą burzą na jej spokojne wody, uczniowie Apostoła, Teodorio i Anastasio zauważyli, że na wybrzeżu ma miejsce wielka uroczystość.

Wiele radości i zabawy było tego dnia nad brzegiem Ria de Vigo, między Coruxo i Buzas. Dwoje młodych ludzi z bardzo szanownych rodzin spotkało się tutaj, by świętować swój ślub.  Na tą uroczystość i zabawę młoda para: Lobesio Privano z Gai, syn królowej Claudii Lupy i Lobo Lobecio, oraz Caia Valeria z Amaia, córka Caia Lobia i Puctonio Marcelo, wybrała miejsce leżące w połowie drogi między ich rodzinnymi miastami. 

Podczas zabawy młodzi ludzie towarzyszący parze nowożeńców popisywali się swoimi zdolnościami, siłą i zręcznością.  Kulminacją popisów była gra „abofardar” polegająca na rzucaniu, w trakcie jazdy konnej, włóczni zwanej „bofarda” i łapaniu jej przez drugiego jeźdźca, nim ona spadnie na ziemię. Kiedy przyszła kolej na pana młodego włócznia, wyrzucona przez jeźdźca w powietrze, poszybowała w kierunku morza niesiona przez mocny wiatr. Młody mężczyzna bez zastanowienia pogalopował na koniu w kierunku morza. Ku zdumieniu, ale też przerażeniu wszystkich zebranych, pan młody wjechał do wody i  już wśród fal złapał włócznię. Lecz w tym momencie nadciągnęła wielka fala, a on, koń i włócznia zniknęli pod wodą. Zdarzenie to obserwowali też ludzie z przepływającej obok wielkiej łodzi i skierowali ją w kierunku, gdzie pod wodą zniknął nieszczęsny jeździec.

Na brzegu wszyscy goście długo obawiali się najgorszego, gdyż nie widzieli by pan młody wynurzył się z morskiej toni, aż do momentu, gdy nadpłynęła w to miejsce rozświetlona tajemniczym światłem łódź, a obok niej wynurzył się z wody siedzący nadal na koniu jeździec, oboje oblepieni muszlami przegrzebków.


Załoga statku wciągnęła młodzieńca na pokład, a następnie podnosząc ręce i kierując wzrok ku niebu wykrzyknęła:
- Jezus Chrystus naprawdę chce objawić tobie swoją moc i przed tymi, którzy są z tobą na tej ziemi, dla chwały i honoru tego, jednego z jego uczniów, którego przewozimy na tym statku, aby dać mu chrześcijański pogrzeb. Nasz Pan Jezus Chrystus chciał przez ciebie dzisiaj i na przyszłość pokazać, że każdy, kto chce kochać Jego umiłowanego ucznia i służyć mu, powinien odwiedzić go tam, gdzie zostanie pochowany, niosąc ze sobą takie muszle, jakimi zostałeś pokryty, jako przywilej i świadectwo. On zapewni im w zamian, że w Dniu Sądu zostaną uznani przez Boga za Jego czcicieli, a za wiarę i przyjaźń, jaką obdarzyliście Jego ucznia, odwiedzając go i oddając mu cześć, w Swojej Świętej Chwale wprowadzi ich do Raju.

Pożeglowali do brzegu, rozmawiając o tym, co się stało, gdy wydarzył się prawdziwy cud: oto uratowany młody człowiek postanowił zostać chrześcijaninem. Po powrocie na ląd, o tym co się wydarzyło na statku i jakiego wyboru dokonał, opowiedział oczekującym na niego gościom. Wielu z nich, słysząc jego słowa, postanowiło przejść na chrześcijaństwo i przyrzekło, że po pochowaniu ciała św. Jakuba odwiedzą jego grób. 

Kiedy burza minęła, łódź ze św. Jakubem i z jego uczniami, Teodorio i Anastazio, popłynęła dalej na północ i przez Ria de Aurosa dotarła do portu Ponteceseres. Uczniowie wysiedli z wielkiej łodzi, aby na tratwie przenieść ciało Apostoła do miasta Ira Flavia, gdzie jeszcze za życia święty Jakub próbował nawracać jego mieszkańców. Chcieli tam pochować swojego mistrza. Wiele tygodni jednak upłynęło i wiele cudów wydarzyło się za sprawą świętego Jakuba Starszego Apostoła, nim jego ciało zostało w końcu pochowane w innym miejscu, tam gdzie dzisiaj stoi wielka katedra, w mieście nazwanym od jego imienia: Satiago de Compostela – Święty Jakub z Pola Gwiazd, ale o tym są już inne opowieści.

Cruceiro

Cud muszli upamiętnia kamienny krzyż – cruceiro znajdujący się na skałach miedzy plażami Praia de Sirenita, nazywanej też Coruxo, a Praia de Fonteiña w miejscowości Bouzas w parafii Coruxo. Jest to typowy dla regionu Barbanza krzyż kapliczkowy – Cruceiros de Capilla, nazywany też krzyżem Loreto.  Jego podstawa ma kształt czworokątny, na którym umieszczony jest kubiczny cokół bez ozdób lub napisów zakończony pierwszą kapliczką z Jezusem Ukrzyżowanym. Kolumna posiada dwie rzeźbiarskie reprezentacje; pierwsza przedstawia franciszkanina, a ponad nią znajduje się druga figura najprawdopodobniej też zakonnika. 


Górna kapliczka zawiera rzeźby czterech postaci: św. Jakuba Apostoła, Jezusa niosącego Krzyż, postać franciszkanina i identyfikowanego z prezentacją cudu muszli jeźdźca na koniu – Cabaliero das Conchas, chociaż czasami interpretowana jest ona jako Santiago Matamoros. Całość wieńczy typowa dla cruceiros grupa rzeźbiarska: Jezus Ukrzyżowany na jednej stronie krzyża i Matka Boża z dzieciątkiem po drugiej stronie krzyża. 


Ruta Maritima O Cabaliero das Conchas

Każdego roku w lipcu realizowany jest jakubowy szlak morski, nazwany Drogą Rycerza Muszli. Rozpoczyna się w Viana do Castelo w Portugalii i kończy w Santiago de Compostela. Łodzie zatrzymują się w różnych punktach, takich jak Matosinhos, Viana, Baiona, Bouzas, Combarro Vilagarcía i Cabo da Cruz, skąd uczestnicy jadą do Santiago de Compostela. Celem, jaki przyświecał organizacji Funadción Translatio powstałej w Vigo, jest powtórzenie ostatniej części przeniesienia ciała apostoła Santiago. X już Ruta „O Cabaleiro das Cunchas” odbyła się w dniach 3-11 sierpnia 2019 roku.


Fundacja Traslatio miała ambitny projekt na Rok Święty Jakubowy, który przypadał w 2021 roku polegający na odtworzeniu i przepłynięciu starożytnej drogi morskiej, jaką mogło odbyć się Translatio Jacobeo przewiezienie ciała św. Jakuba z Palestyny ​​do Galicji, ale pandemia uniemożliwiła jego realizację.

Nota historyczna

Najwcześniejsze pisemne opowieści, o przeniesieniu ciała sw. Jakuba do Hiszpanii, jego pochówku i cudach, jakie dokonły się za jego wstawiennictwem, nie wspominają o cudzie muszli. Nie ma jego opisu również w Księdze świętego Jakuba, czyli Codex Calixtinus, napisanej w XII wieku, która w II tomie wylicza cuda świętego Jakuba, w tym dwa o uratowaniu tonących w morzu, chociaż w tym okresie muszla przegrzebka, czyli Muszla świętego Jakuba  jest już powszechnie znanym symbolem pielgrzymów, którzy nawiedzali grób świętego Jakuba w Santiago de Compostela.

Najstarsza zachowana informacja o cudzie muszli pochodzi z obrazu „Translatio”, namalowanego w 1441 roku przez Giovenale Johanilis de Orvieto do ołtarza świętego Jakuba dla kościoła Santa Maria de Araceli w Rzymie, a który to obraz znajduje się obecnie w Muzeum Miejskim w Camerino we Włoszech.


Pierwsza zachowana pisemna wzmianka zapisana została na pergaminie z 1443 roku w portugalskim klasztorze Alcobaça i lokalizuje ten cud w Portugalii, w miejscu o nazwie Bouzas, położonym na północ od Porto, gdzie ta historia znana jest jako „lenda do cavaleiro Caio” – legenda rycerza Caio. W 1540 roku, na wschodniej elewacji dawnego klasztoru kanoników (obecnie Muzeum Katedry) przy katedrze świętego Jakuba w Santiago de Compostela, wykonana została płaskorzeźba przedstawiająca to legendarne wydarzenie. W 1610 roku galicyjski pisarz Mauro Ferrer Castella  umieszcza opis tego cudu w napisanej „Historii Apostoła Jakuba Zebedeusza”.

 

W latach późniejszych wielokrotnie pojawiają się opisy legendy Cabaliero das Conchas, tworzące różne jej wersje i podając rożne miejsca dla lokalizacji tej opowieści.

Przegrzebek

Przegrzebek zwyczajny, lub przegrzebek wielki (Pecten maximus), znany powszechnie jako Muszla świętego Jakuba, to jadalny gatunek małża nitkoskrzelnego z rodziny przegrzebkowatych. Występuje w północno-wschodnim Atlantyku – od północnej Norwegii, wzdłuż wybrzeży Europy po Afrykę Północną. Blisko spokrewniony z nim jest  Pecten jacobaeus, który żyje w Morzu Śródziemnym i w Adriatyku, z którym często przegrzebek wielki jest utożsamiany. Żyje w piaszczystym, żwirowym lub mulistym dnie na różnych głębokościach – od wód bardzo płytkich po głębokie do 250 m.

Muszla przegrzebka osiąga przeciętnie 10–15 cm długości, ale spotykane są też o długości około 20 cm. Górna połówka muszli jest płaska i żebrowana, zwykle czerwonobrązowa, a dolna wypukła, o szerokich, promienistych żebrach w liczbie 15-17, poprzecinanych liniami (na obu połówkach), o barwie, jasnokremowa lub jasnobrązowej. Czasem widoczne są barwne koncentryczne pasy i zygzakowate linie, ale wnętrze pozostaje biała.


Przegrzebek od wieków jest cenionym pod względem kulinarnym owocem morza w krajach nadatlantyckich, najbardziej popularny we Francji o nazwie coquille St Jacques, gdzie odpowiednio przyrządzony tradycyjnie podawany jest w zapieczonym w sosie śmietankowym.

Zewnętrzna strona muszli z namalowanym, lub naklejonym krzyżem Santiago jest atrybutem Camino de Santiago i jego pielgrzymów, którzy noszą ją zawieszoną na piersi, albo umieszczają na plecaku lub kapeluszu. Początkowo muszla znajdowana była na wybrzeżu Finisterre w Galicji przez pielgrzymów, przed powrotem do domu, by wykazać osiągnięcie Santiago, cel pielgrzymki, a później, wraz z upowszechnieniem się tego symbolu, była noszona od początku wędrówki stanowiąc, obok innych atrybutów, swoisty glejt pielgrzymi. Wykorzystywana była również jako naczynie dla posiłków otrzymywanych w klasztorach, parafiach i hospitalach mijanych w drodze. Jest też elementem dekoracyjnym kościołów pod wezwaniem świętego Jakuba Starszego Apostoła, a współcześnie elementem oznakowania tras Camino de Santiago.

W XIII wieku biskup Composteli przyznał handlarzom ustanowionym na schodach katedry wyłączność na sprzedaż replik muszli wykonanych z ołowiu i cyny, jednak nie wyparły one stosowanej już powszechnie naturalnej muszli. Miniaturowe repliki muszli wykonywane są z czarnego, polerowanego minerału, jako biżuteria azabache i sprzedawane od XVII w. w sklepach na placu Azabacheria, na północ od katedry świętego Jakuba w Santiago de Compostela.


Muszla przegrzebka ma dwa symboliczne znaczenia. Jej wypukła część, ozdobiona czerwonym Krzyżem świętego Jakuba, jest atrybutem pielgrzymów zmierzających do Santiago de Compostela, utożsamianym z ochroną i opieką, jaką doznają wędrujący pątnicy.


Wewnętrzna strona muszli od starożytności jest uważana za symbol siły życiowej, a także miłości i płodności, co najdobitniej przedstawił Botticelli w obrazie „Narodziny Wenus”. 




środa, 6 lipca 2022

24. Wczesny chrzest


Dwa położone blisko siebie kamienne mosty zbudowane nad rzeką Rio Mińor łączą parafie Santa Cristina de Ramallosa z parafią San Pedro da Ramallosa. Szlak Camino Portuges da Costa prowadzi przez most o nazwie Ponte Románico de La Ramallosa, nazywanym przez mieszkańców „Ponte Vella”, czyli Stary Most. Drugim mostem, odległym o około 50 metrów i noszącym nazwę Ponte Nova, prowadzi droga PO 552 łącząca A Guarda z Vigo.


Ponte Románico de La Ramallosa

Nie jest znany okres budowy starego mostu w Ramallosa. W dokumentach diecezji Tuy-Vigo wspomniana jest odbudowa mostu w 1236 roku wykonana przez biskupa Pedro González Telmo na drodze „Per loca maritima”, znanej również jako starożytna Vía XX, wybudowanej przez Rzymian w pierwszych wiekach naszej ery. Wskazywać na to może typowa konstrukcja rzymskiego mostu, na którą składało się 10 łukowych przęseł o rozpiętości około 4,5 metra, przykrytych jezdną drogą o szerokości 3,20 metra wykonaną z kamiennych płyt, oraz legendy z nim związane.


Jedna opowiada, że z jego pretilu (kamiennej bariery) zostali wrzuceni do wody, za nawrócenie na chrześcijaństwo, synowie rzymskiego pretora Erizany (starożytnej Bajony). Druga legenda opowiada, że ten most nakazał zniszczyć Almanzor w trakcie powrotu z łupami z wyprawy do Santiago de Compostela w 997 roku. Legendy te mogą potwierdzać jego rzymskie pochodzenie, bo mało prawdopodobnym jest, by most wybudowali we wczesnym średniowieczu Wizygoci, lub muzułmanie po zajęciu półwyspu Iberyjskiego na początku VIII wieku.

Według wspomnianych dokumentów diecezji Tuy most został odbudowany w latach 1232-35 pod kierunkiem, lub z inicjatywy, Pedro Gonzaleza Telmo, znanego jako San Telmo, który w tym czasie był biskupem diecezji Tuy, do której należały, położone po obu stronach Rio Mińor, miejscowości Nigran i Bajona. Współczesny wygląd mostu wskazuje, że odbudowano trzy przęsła, które wykonane zostały w konstrukcji ostrołukowej, charakterystycznej dla okresu wczesnego gotyku.


Z odbudową mostu związana jest legenda o cudownym wydarzeniu, jakie miało miejsce za sprawą biskupa Tuy.

Cud San Telmo

Kiedy most został odbudowany, na uroczystość poświecenia zebrał się duży tłum ludzi z całej doliny Mińor. Podczas kazania głoszonego przez biskupa Tuy, silna burza zaczęła nadciągać nad rzekę i przestraszeni ludzie zaczęli uciekać. Telmo podniósł rękę i wielkie masy chmur rozdzieliły się i nad mostem zaświeciło słońce, a wielki deszcz spadł tylko na obu brzegach rzeki.

Na ścianie kaplicy San Campio de Ramallosa, znajdującej się przy moście Ponte nova, a w odległości około 100 metrów od starego mostu Ponte Vella, znajduje się mozaika wykonana z płytek azulejos przedstawiająca postać San Telmo na odbudowywanym moście nad Rio Mińor.


Postać San Telmo znajduje się również na kolumnie z krzyżem, zwanej przez miejscowych kapliczką Ponte de Ramallosa, ustawioną między czwartym, a piątym przęsłem mostu. Pod wizerunkiem San Telmo widnieje „peto de ánimas”, bardzo typowy detal architektury i sztuki Galicji, który przedstawia trzy dusze w czyśćcu; mężczyzny, duchownego i kobiety. Poniżej znajduje się kamienna półka, która służyła jako ołtarz.


To miejsce związane jest z tradycyjnym galicyjskim rytuałem noszący nazwę „Bautismo anticipado”, czyli wczesny chrzest lub chrzest prenatalny.

Wczesny chrzest

Rytuał „Wczesnego chrztu” odbywał się tam, gdzie obok siebie znajdowały się na dwa mosty, które różniły się wiekiem powstania. Dla tych praktyk wykorzystywano mosty w wielu miejscach w Galicji, z których najbardziej znanym był most nad Rio Mińor w A Ramallosa. Były to miejsca wykonywania obrzędu związanego z chrześcijańskim sakramentem chrztu nazywanym „wczesnym” lub „prenatalnym”, polegającego na namaszczeniu wodą z rzeki brzucha kobiet dla których, zwykle po wielu nieudanych ciążach lub aborcjach, lub po trudnym zajściu w ciążę, istniało niebezpieczeństwo, że dziecko zakończy swój cykl życia w łonie matki. Wiele opisów tego obrzędu różni się między sobą w drobnych szczegółach, ale podstawowe zasady były i są takie same we wszystkich miejscach tego kultu w Galicji.

Do tego tradycyjnego rytuału, w którym brała udział kobieta w ciąży, wraz z ochrzczonymi członkami rodziny, zabierano dużą muszelkę przegrzebka, wodę święconą, trochę soli, gałązką oliwną i obfite jedzenie. Akt wczesnego chrztu musiał nastąpić po trzech miesiącach ciąży i o północy. Kobieta z dwójką najbliższych krewnych stawała na moście pod krzyżem, a pozostali członkowie ceremonii stawali na obu końcach mostu strzegąc, aby w żadnym przypadku w czasie trwania rytuału przez most nie przeszedł pies lub kot i w absolutnej ciszy czekano do pierwszego przechodnia, który zamierzał przejść przez most. Był on wybierany na "ojca chrzestnego", który wlewał wodę święconą, wcześniej wlaną w muszelki, na brzuchu kobiety w ciąży wymawiając słowa prawdziwego chrztu: „Chrzczę cię w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”, bez zakończenia słowem Amen, bo według tradycyjnego wierzenia wypowiedzenie go mogło dopuszczać do śmierci w łonie matki już jako chrześcijanina, a następnie posypywał brzuch solą. Potem zanurzał gałązkę oliwną w wodzie z rzeki, aby namaścić nienarodzone jeszcze dziecko. Uroczystość wczesnego chrztu kończyło radosne świętowania dzięki przyniesionemu przez zainteresowanych jedzeniu, którego resztki następnie wrzucano do rzeki jako ofiarę.

Dla tak przypadkowego ojca chrzestnego było to wielkie wyróżnienie w lokalnym społeczeństwie, kiedy z jego pomocą następował szczęśliwy poród i mógł być już pełnoprawnym ojcem chrzestnym.


Czy jest to tylko legenda lub tradycja, która w zurbanizowanym, chaotycznym i pełnym pośpiechu świecie przestała funkcjonować? Okazuje się, że nie. W rozległej dolinie rzeki Rio Mińor mieszkańcy o rytuale wczesnego chrztu nie zapomnieli. Przytaczam dwa opisy dotyczące czasów nam już współczesnych, na jakie natrafiłem w galicyjskich publikacjach.

Pierwszy opis pochodzi z początku XXI wieku i dotyczy wydarzenia, które miało miejsce około 1970 roku, opublikowany na stronie internetowej  https://es-academic.com/dic.nsf/eswiki/970068

Doświadczenie Enrique Lorenzo Fernándeza: (Napisane przez siebie). Przechodzę do opisu mojego osobistego doświadczenia jako Ojca Chrzestnego ze Starego Mostu” i naturalnie opartego na prawdziwych wydarzeniach.

Wyjaśniam wcześniej, że moim zdaniem matki, które chodzą na "stary most", robią to po kilku aborcjach lub porodach, w których noworodek umiera kilka dni po urodzeniu. Następnie matka będąca przy nadziei udaje się na „Stary Most” i od godziny 12 wieczorem pierwszy mężczyzna, który przekroczy most, zostaje zapytany, czy chce coś zrobić w duchu chrześcijańskim, dodając, że w przypadku, gdyby wtedy pies lub inne zwierzę tędy przechodziło, musiałoby to zostać przełożone na inny dzień.

Urodziłem się zaledwie 100 metrów od Starego Mostu i zawsze chciałem być ojcem chrzestnym z mostu i w tym czasie moje życzenie się spełniło. Przyjechałem z Santa Cristina w kierunku La Ramallosa nowym mostem drogą PO 552, w towarzystwie 2 przyjaciół, dojeżdżając do zjazdu na Borreiros i schodząc w kierunku Starego Mostu zobaczyliśmy 2 osoby siedzące na petrelu i trzecią osobę doskonale widoczną na Starym Moście. Sytuacja była logiczna, więc kiedy podeszliśmy bliżej zobaczyły nas dwie pierwsze osoby, wstały i bardzo skromnie zwróciły się do nas, więc ja już ofiarowałem się jako „ojciec chrzestny”.  Nie trzeba dodawać, że moją ofertą ujrzało niebo otwarte i że od razu przyjęło ją bardzo chętnie. Z trójki przyjaciół, którzy się tu spotkali, jeden z nich poszedł do pobliskiego baru poprosić o szklankę, napełnił ją wodą z rzeki i wręczył mi na Starym Moście, na wysokości wizerunku San Telmo. Przygotowany już do ceremonii i trzymając szklankę wody na wysokości czoła przyszłej mamy wylałem wodę na jej piersi i brzuch, wypowiadając z mojej strony: „Chrzczę cię w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”. Następnie ofiarowałem się na wypadek, gdyby chcieli bym sponsorował przyszłe dziecko i to przyjęli.

Po porodzie powiedzieli mi, że jestem ojcem chrzestnym dziewczynki. Później jej matka miała kolejnego syna. Dzisiaj łączy nas miła a ze swojej strony wdzięczna przyjaźń i tam, gdzie widzi mnie chrześniaczka, zawsze ma dla mnie serdeczne powitanie, któremu towarzyszy czułe słowo „ojciec chrzestny”. Później moja chrześniaczka, podczas pierwszego macierzyństwa, urodziła bliźnięta.

Drugi opis napisany przez Paula Fernandeza ukazał się 27 czerwca 2021 roku w https://www.atlantico.net, pod tytułem: „Rytuał płodności jest nadal utrzymywany przy życiu w A Ramallosa”.

Chrzty prenatalne to tradycja związana z mostami. Begoña świętowała swój 9 lat temu, a dziś ma córkę Maríę.


Romański most A Ramallosa jest jednym z najbardziej uderzających klejnotów architektonicznych w regionie, ponieważ znajduje się w samym sercu miasta. Istnieją jednak legendy i tradycje dotyczące budowli, która łączy oba brzegi rzeki Minor w XIII wieku i która funkcjonuje jako „granica” z sąsiednią gminą Baiona, dla niektórych w praktyce są nimi do dziś, wbrew temu, co się powszechnie uważa. Dokładnie historia mówi, że celebracja chrztu prenatalnego w tym momencie, spełnienie szeregu warunków, pomaga chronić płód kobiet, które są narażone na utratę go w czasie ciąży 

Ta gazeta miała okazję porozmawiać z Albino Rodríguezem i Begoña Domínguez, małżeństwem z Belesar, w gminie Baiona, które odprawiło obrzęd po wcześniejszej aborcji.

Dziś mają drugą córkę Marię, która w wieku 9 lat emanuje życiem i radością na wszystkie cztery strony świata, a także dużą pewnością siebie. Tradycja mówi, że ceremonia musi odbyć się dokładnie o godzinie 12 w nocy i w tym czasie „ani pies, ani kot” nie może przejść, a tym bardziej ludzie, w przeciwnym razie musi zostać zawieszona. „Dzięki dziewczynie, którą znamy również z Belesar, która zrobiła to, gdy miała problemy w czasie ciąży, więc postanowiliśmy spróbować” – wyjaśnia Begoña. Aby była ważna, potrzebna jest postać „ojca chrzestnego mostu”,

Tak się składa, że w tym przypadku ojcem chrzestnym został Juan González, burmistrz Nigrán i że mieszka kilka metrów od mostu w swojej rodzinnej rezydencji, ale najbardziej zaskakujące jest to, że był to drugi rytuał, w którym uczestniczył, pierwszy ponad dwie dekady temu, kiedy został przechwycony w drodze do pobliskiego baru, dokąd zmierzał aby zagrać w piłkarzyki. „Byłem dość zaskoczony, ponieważ nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi, ale mimo to zaakceptowałem” – wspomina, wyjaśniając, że nie ma już wieści o tym, jak się to zakończyło. Jednak za drugim razem było inaczej, po tym, jak dwóch przyjaciół zamknęło dostęp do mostu, wzięli wodę z rzeki, a Juan wlał ją na brzuch Begoñi muszelką z przegrzebków. Kilka miesięcy później otrzymał wiadomość, że ciąża przebiegła pomyślnie.

Urodziła się Maria, a dziś ojciec chrzestny i chrzestna utrzymują bliskie relacje i jak mówi jej matka „wiara przenosi góry”.